kolonia AUGUSTÓW gromada Szczęsnówka, gmina Kisielin, powiat Horochów, woj. wołyńskie
parafia Szczęsnówka
Część archiwalna opracowana przez Andrzeja Mielcarka udostępniona na serwerze firmy OF.PL SP. Z O.O : https://wolynskie.pl/miejsca-a/augustow-02.html:
|
UZUPEŁNIENIA I KOREKTY:
Wołyń – Facebook – 11.07.2023
Pani Magda przysłała historię swojego dziadka Władysława Malinowskiego z kolonii Augustów, w gminie Kisielin.
Uwaga, relacja zawiera drastyczne opisy.
Relacja 1 #WolynMowi
„O tym co panu opowiem powinien wiedziec cały swiat - każdy człowiek, a przeważnie Polacy - synowie córki, wnuki, prawnuki,
każdy Polak. O tym nie wolno nigdy zapomniec, pomimo, że historia milczy o tej strasznej zagładzie rzeszy Polaków za Bugiem, z Wołynia, jego eksterminacji - kompletnego bestialskiego wymordowania - rzezi najprymitywniejszej, dokonanej przez Ukraińców. Świat zna jedną
eksterminację ludzi - Żydów przez Niemców i o tem głosno krzyczy. Drugą taką eksterminacją ludzi - Polaków - w skali światowej, była eksterminacja ludzi narodowości polskiej - nieopisane ich mordy na ziemiach wschodniej Polski, (...) o której cicho, nic się nie mówi.
Ja, który przeżyłem to piekło i widziałem na własne oczy, bedę krzyczał - może ktoś usłyszy - opublikuje, rozpowie, że każdy
kawałek ziemi nazwanej obecnie Ukrainą jest znaczony Polską krwią i na każdym jej skrawku leżą polskie kości.
Przed lipcem 1943r. chodziły pogłoski, że Ukraińcy mają wybijac Polaków, mordować. Ludność polską - kobiety, dzieci i starcy oraz młodzież - pod koniec lipca 1943r. spakowała się na wozy, ludzie zabierali tylko żywność, w wszystko poza nią pozostawili. Na drodze w miejscowości Chrostów, w dzień wyszło trzech Ukraińców z rkm i zatrzymali kolumnę wozów i zaraz zaczęli strzelać do ludzi i koni - zabili jedną osobę, (...) ranili mojego teścia Kaniczuka Pawła, który pozostał z zabitymi, mocno okrwawiony - później został zabrany ale za tydzień zmarł. (...) Z wozu zdjęli dwuletnie dziecko, jeden z Ukraińców strzelił mu w ucho - zabił. Dopiero wtedy z matką dziecka podnieśliśmy straszny wrzask. Ukraińcy przestali strzelać i zaczęli pytać się - Kydy wy jedzieta - powiedzieliśmy, że jedziemy do Włodzimierza a oni kazali nam wrócic do swoich domów. W tym czasie niedaleko paliła się duża wieś - duży ogień był przed nami. Myśmy zawrócili a młodzież - młodzi mężczyźni i kobiety - w trakcie strzelaniny uciekli pomiędzy olchy i bagna w kierunku Włodzimierza.
Za kilka dni Ukraińcy przysłali kartkę pisaną po polsku, ażeby się nie bac, sprzatnąc zboże z pola, nic nikomu się nie stanie. Myśmy zboże pokosili i częściowo zwieźli do stodół. Przy końcu sierpnia w dzień usłyszeliśmy krzyki, piski, wrzask, słowa "O Boże, o jej , ratunku", od strony Władysławówki.
Dość młody mężczyzna, w porwanym ubraniu i cały pokrwawiony, biegł z tamtej strony i krzyczał "rano bili - mordują". Zorientowaliśmy sie, że na wieś Władysławówkę napadli Ukraińcy i mordują Polaków - wieś odległa o około 1,5 km od
nas. Ludność naszej wioski zaczęła uciekać w pole, do lasu, gdzie kto mógł, to się chował. Ja uciekłem z trojgiem małych dzieci (2,4,10 lat) i żoną do lasu, około 400 m. od domu mojego. Za dwie godziny na skraju lasu usłyszałem gwizdnięcie - wyszedłem i zobaczyłem, że przed lasem w rowie stoi Pawluk Józek, Ukrainiec z mojej wioski, kolega. Powiedział, że widział jak myśmy uciekali i gdzie.
Przyniósł chleb, słoninę dla dzieci i powiedział ażeby cicho siedzieć, bo Ukraińcy mordują Polaków. Powiedział też, że idzie do wsi Władysławówka, gdzie odbywa się rzeź Polaków, zobaczyć co się stało z jego ojcem zamieszkałym we Władysławówce. Po tym przeszedł w to samo miejsce do lasu za jakieś 3 godziny, t.j. ok. godziny 14.00 -gwizdnął umówiony znak. Ja wyszedłem i on podszedł do ukrytej mojej rodziny. Powiedział - "Siedźcie cicho" - nie wracajcie do domu, bo Ukraińcy mordują wszystkich Polaków co do nogi w naszej okolicy" - Priwidnik ich powiedział, że taka rzeź jednoczesnie jest przeprowadzana, odbywa sie na całej Ukrainie, że jest nakaz wybicia wszystkich lachiw - żeby nikt nie pozostał - komunistów i Żydów też."
Powiedział,że we Władysławówce wybili wszystkich, 40 rodzin - ogółem 250 osób,leżą martwi, trupy. Zapytany jak to się stało,
opowiedział, że rano napadli na kolonię, 50 Ukraińców - UPA, uzbrojonych, otoczyło i "zdobyło" wieś, podczas "zdobywania" wsi
zastrzelili kilku Polaków, którzy uciekali. Pozostali bezbronni i sterroryzowani, zostali oddani Ukraińcom, którzy oczekiwali
w rejonie wsi przed jej "zdobyciem". Była to zbieranina ludzi bez broni palnej, ze 150 osób, nawet pomiędzy nimi były kobiety - wszyscy posiadali kosy, sierpy, siekiery, widły, noże, cepy,
szpadle, grabie, kłonice, orczyki i inne narzędzia stosowane w rolnictwie. Tak na dany znak przez uzbrojonych Ukraińców rzucili
się na Polaków. Rozpoczęła się straszna rzeź, w tym zamieszaniu pobili i swoich. O tym opowiedział mi ojciec, a sam widziałem koniec tego mordu - najgorzej znęcali się nad ostatnimi Polakami - rozszarpywali ludzi, ciągali za ręce i nogi, a inni ręce te odżynali nożami, przebijali widłami, cwiartowali siekierami, wieszali żywych i już zabitych, rozcinali kosami, wydłubywali oczy, obcinali uszy, nos, język, piersi kobiet i tak ofiary puszczali. Inni je łapali i dalej męczyli aż do zabicia. Przy końcu ofiara była otoczona grupą ryzunów - widziałem, opowiadał dalej, jak jeszcze żyjącym ludziom rozpruwali brzuchy, wyciągano rękoma wnętrzności - ciągneli kiszki, a inni ofiary trzymali, jak gwałcili kobiety, a później je zabijali, wbijali na kołki, stawiali żywe kobiety do góry nogami i siekierą rozcinali na dwie połowy, topili w studniach. Powiedział Pawluk, że nigdy w życiu nie widział i nie słyszał o takiej rzezi, i nikt kto tego nie widział, nigdy w to nie uwierzy, że jego pobratymcy to dokonali. Po wybiciu ofiar wszyscy rzucili się na dobytek - rabowali wszystko, nawet jedni drugim zabierali, były bratobójcze bójki.
(...). Nie mogłem patrzec się na dzieci z roztrzaskanymi głowami
i mózgiem na ścianach, wszędzie trupy zmasakrowane, krew - aż
czerwono, sam się pochlapałem, aż się rzygać chciało, w zamieszaniu odszedłem - opowiadał Pawluk.
Myśmy siedzieli w tym lesie ze trzy dni. a on Pawluk Józef, Ukrainiec - przynosił jedzenie - chleb, słoninę i inne. Mówił, że musimy uciekac bo on nie może się narażac - Ukraińcy są czujni i za to mogą jego i jego rodzinę zabic. Myśmy usłuchali i jego i przez całą noc szliśmy do Włodzimierza - przez las, bagna. Rano dotarliśmy do Włodzimierza całkiem wykończeni. Zatrzymaliśmy się u siostry ciotecznej Pawliny. Tam był już mój syn Zbigniew. (,,,) Z Włodzimierza w miesiącu lutym 1944 wyjechałem do Hrubieszowa - przewieźli nas Niemcy samochodami.
W Hrubieszowie spotkałem Cis Kajetana - lat 52, sąsiada z Augustowa, który powiedział, że nie zdążył uciec przed ryzunami do lasu - chmara rozjuszonych ryzunów już szła, więc schował się w kopę zboża tzw. "dziesiatkę" blisko domu Malinowskiego Franciszka, mego brata z Augustowa. Widział przez szpary w snopkach jak cała rodzina Malinowskich; żona Kazimiera, dzieci czworo (2, 3, 4 i 5 lat) i teściowa usadowili się na wozie i czekali na ojca Malinowskiego Franciszka, który poszedł do mnie, brata Malinowskiego Władysława, zobaczyc co z nim się dzieje.
Na tej furmance Ukraińcy dopadli Polaków - rodzinę Malinowskich. Rozjuszona banda, jeszcze okrwawiona i rozgrzana we Władysławówce - widłami, siekierami, sierpami i kosami - zabijali, maltretowali te rodzinę, kobiety, żonę
Malinowskiego i teściową - rozebrali do naga i gwałcili - chyba gwałcili już nieżywe kobiety bo leżały bez ruchu i co rusz jakis rezun kładł się na nie, były całe we krwi. Żywe dzieci podnosili na widłach do góry - straszny krzyk. Gdy Malinowski Franciszek podchodził, jego dopadli i zmaltretowali - zabili. Było ich dużo, około pięcdziesięciu, kilku miało broń palną - strzelali na wiwat. Kilku ryzunów poznałem - opowiadał sasiad - mieszkali w przyległych wioskach, sąsiedzi. Ofiar było siedem. Potem zaczęli grabic gospodarstwo, przeszukiwac i rozeszli się po wiosce. Częśc została, jakiś priwydnyk kazał zwłoki zakopac. Widziałem, mówił sąsiad jak wybrali miejsce - dołek koło drogi przy froncie mieszkania Malinowskiego Franciszka. Do tego dołka wrzucili 7 osób - liczyłem - trupy te jeszcze zmasakrowali, jak kto mógł i zasypali ziemią. Miejsce to jest dobrze znane - kolonia Augustów - koło Włodzimierza, dom stał na samym środku wsi, zwłoki zakopano płytko, przy samej drodze, vis a vis domu. Nawet dzisiaj można sprawdzić, bo kości długo leżą w ziemi.
Zachęcamy do wzięcia udziału w akcji #wolynmowi
Nie dla banderyzmu - Facebook – 23.04.2024 r.:
23 kwietnia 1943 roku w Wielki Piątek w kol. Augustów pow. Horochów Ukraińcy zarąbali siekierami rodzinę młynarza liczącą 10 osób:
55-letniego Jana Romanowskiego
18-letniego syna Jana R. Aleksandra
16-letnią córkę Leokadię
13-letnią córkę Aleksandrę
10-letnią córkę Krystynę
8-letnią córkę Jadwigę
zamężną 30-letnią córkę Annę Dziadurę
3-letnią córkę Anny D. Ewę
80-letnią Annę Romanowską, matkę Jana
17-letnią kuzynkę Feliksę Kicuń.
„Córki młynarza przed zamordowaniem były zgwałcone” . (Siemaszko...., s.149). Młyn i dom spalili. Ocalała żona młynarza, z pochodzenia Niemka, która z ukrycia obserwowała rzeź całej rodziny i rozpoznała 2 zabójców, po pożarze uciekła do Włodzimierza Wołyńskiego.
Brak więcej informacji. Prosimy Państwa o pomoc w uzupełnianiu strony.
(MK)
© 2024 kresowemiejscowosci.pl