Nazwa własna | Aleksandrówka |
Aleksandrówka gromada, gmina wiejska Czaruków, powiat łucki, województwo wołyńskie
Kolonia ALEKSANDRÓWKA gromada Aleksandrówka, gmina Czaruków, powiat Łuck, woj. wołyńskie parafia Boremel
Część archiwalna opracowana przez Andrzeja Mielcarka udostępniona na serwerze firmy OF.PL SP. Z O.O: https://wolynskie.pl/miejsca-a/aleksandrowka_cz-07.html :
WYKAZ GOSPODARSTW, stan w około 1939 r.
1. |
ANTONIAK |
Bolesław z Kolonii Targowickiej, żona (śl. 1933) Alicja z d. Ukraińska - c. Adolfa i Marii z d. Kuszyńska, dzieci: Wanda, Zbigniew. |
2. |
BOGACKI |
Ludwik, żona Aniela z d. Matusiewicz, dzieci: Amelia (zamężna, zmarła w połogu), Kamila (m.Kazimierz Konopko z Dębowej Karczmy), Jan (zob.niżej), Bronisław (zob.niżej). |
BOGACKI |
Jan, żona (śl.1941) Jadwiga 1914 (*Bujanie?) z d. Majewska - c. Władysława i Olimpii z d. Konopko z Torczyna, dzieci: Janina, Jerzy. |
|
BOGACKI |
Bronisław, żona (śl.1942) Marcelina z d. Chruścicka - c. Jana i Józefy z d. Szymczak z Kołmaczówki, córka Stanisława 1943. |
|
3. |
BYKALSKI |
Józef, żona Aniela, dzieci: Maria, Paulina, Stanisława, Anna, Józef, Władysław. |
4. |
CHAIŃSKI |
Kazimierz - s. Joanny Chaińskiej-Rodziewicz z d. Żłobicka, żona Klementyna z d. Wójcicka (z Budek Kołodeskich), córka Zenobia. |
5. |
CHAIŃSKI |
Stanisław +1939 (do śmierci kawaler) - s. Joanny Chaińskiej-Rodziewicz z d. Żłobicka. |
6. |
KONSOWICZ |
Józef, żona Janina z d. Wereszczyńska (z Żabecznika), synowie Jerzy +07.1963 i Ryszard 1944 (*Łuck). Sprzedają gospodarstwo i na ich miejscu mieszka Perżuk. Brak informacji gdzie się przeprowadzili. Po wojnie: we Wrocławiu. |
PERŻUK |
Mikołaj, rodzina ukraińska. |
|
7. |
KONSOWICZ |
Stanisław, żona IN., dzieci: Stanisław (zob.niżej), 3 córki. (może: Maria po m.Omelewska, Władysława po m.Albreht (Dąbrowa, par.Łysin) i Feliksa po m.Kassak) |
KONSOWICZ |
Stanisław, żona (śl.~1939) Teofila z d. Gerneł z Klina Bokujemskiego. |
|
8. |
LIPIŃSKI |
Witold, żona Karolina z d. Konsowicz, dzieci: 7-ro. |
9. |
LISOWSKI |
Jan |
10. |
MOLITWIENIK |
Antoni, żona IN, dzieci: Antoni, Nina, Wołodia. Rodzina ukraińska. |
11. |
NARTOWSKI |
Kazimierz, żona Paulina, dzieci: Dominik, Cezary, Genowefa, Irena, Jacenty, Albin, Ignacy, Maria, Halina. |
12. |
OSTROWSKI |
Jan, żona Aniela Konsowicz (wdowa), jej dzieci z I-szego małżeństwa: Karolina, Józef. |
13. |
PRZONIUK |
Piotr, żona IN, syn Piotr. Rodzina ukraińska. |
14. |
RODZIEWICZ |
Piotr 1883-05.1942 - s. Józefa i Teofili z d. Słupska, żona Joanna 1885-05.1943 Chaińska z d. Żłobicka - c. Jana (wdowa, jej dzieci z I małżeństwa: Kazimierz i Stanisław Chaińscy), dzieci: Edward 1917-08.1943 (zastrzelony przez Niemców), Anastazy 1923. |
15. |
ROGALSKI |
Piotr, żona Weronika z d. Zawilska, dzieci: Paulina 1923 (m.Adam Kłosiński, śl. 1943), Wiktoria. |
16. |
UKRAIŃSKI |
Bronisław +2.04.1943 - s. Adolfa i Marii z d. Kuszyńska, żona (śl.1937) Franciszka z d. Witkowska z Pańskiej Doliny - c. Franciszka i Emilii z d. Sawicka, dzieci: Halina, Adolf, Robert. |
17. |
WOŁOSZYN |
Petro, żona IN, dzieci: Piotr, Anna. (rodzina ukraińska) |
18. |
ZAWILSKI |
Aleksander - s. Jana, żona Aleksandra, dzieci: Kamila, Tadeusz, Adela. |
19. |
ZAWILSKI |
Apolinary +2.04.1943 - s. Grzegorza i Aleksandry z d. Sobczyńska, żona Zofia z d. Myk z Siergiejówki, dzieci: Szczepan +2.04.1943, Ignacy, Maria (Marmucka, w Boremlu), Helena. |
20. |
ZAWILSKI |
Franciszek - s. Grzegorza i Aleksandry z d. Sobczyńska, żona Antonina z d. Stefanowicz, dzieci: Franciszek (przyrodni brat), Apoloniusz, Czesław, Karol, Józefa (Wolf, w Janinie), Leokadia (m.Aleksander Głuchowski, Jadwigin), Eugenia. |
21. |
ZAWILSKI |
Jan - s. Grzegorza i Aleksandry z d. Sobczyńska, żona Wiktoria z d. Skawińska z Czarnego Lasu, dzieci: Marian (zob.niżej), Leokadia (Strzałkowska, w Skurczu), Mieczysław (poniżej). |
ZAWILSKI |
Marian 1903-3.04.1943, żona Petronela z d. Ostrowska z Dębowej Karczmy, dzieci: Gabriela, Zuzanna, Henryk 1925 (starszy szeregowy "grys"). |
|
ZAWILSKI |
Mieczysław 1913-3.04.1943, żona Alina z d. Zawilska - c. Józefa i Florentyny z d. Głuchowska z Kołodeży, dzieci: Ryszard, Irena. |
|
22. |
ZAWILSKI |
Jan - s. Jana (i Wiktorii?), żona IN, dzieci: Aleksander +1941 (zginął na wojnie rosyjsko-fińskiej) |
Brak więcej informacji. Proszę Państwa o pomoc w uzupełnianiu wykazu. Objaśnienie: rok w barwie niebieskiej - śmierć z rąk bandytów ukraińskich (tzw. "upa", napadło w nocy z 2 na 3 kwietnia 1943 r.). |
|
|||||
L.p. |
|
Informacje |
|
||
1. |
Jarosław Chruścicki |
[luty 2009] poz. 1-22 z relacji Leokadii Grzybowskiej z d Zawilskiej i Anastazego Rodziewicza. [luty 2011] uzup. poz. 2. [luty 2015] uzup. poz. 1, 15, 16, 19-21. |
carcarewicz(a)wp.pl |
||
2. |
Tadeusz Zawilski |
- s. Henryka. [grudzień 2012] korekta (zmiana imienia Maria na Leokadia) i uzup. poz. 21. |
tadeusz1122.56(a)wp.pl |
||
3. |
Gabriela Sadzinska |
- c. Józefy Wolf z d. Zawilskiej. [grudzień 2012] WSPOMNIENIA naszej Mamusi. |
gabriela.biuro(a)pro.onet.pl |
||
4. |
Cyprian Konsowicz |
[listopad 2013] uzup. poz. 6. |
cyprian30(a)gmail.com |
||
5. |
Agnieszka Płaszewska |
[styczeń 2014] uzup. poz. 11. |
ines170(a)o2.pl |
Data powstania strony: luty 2009 r., ostatnia edycja: luty 2015 r.
UZUPEŁNIENIA I KOREKTY:
Agnieszka Marciniuk – Facebook 02.04.2022 r.- Grupa przeciwko OUN- UPA:
2 kwietnia 1943 r. w kol. Aleksandrówka pow. Łuck, Ukraińcy zamordowali 9 Polaków. Polacy w Aleksandrówce mieli broń, ale Ukraińcy napadli wieczorem, z zaskoczenia, kiedy mieszkańcy zmęczeni wrócili z pola i zasiedli do kolacji.
Wspomnienia Józefy Wolf z domu Zawilskiej:
"2 kwietnia 1943 roku Ukraińcy wpadli do stryja Polika, a tam akurat zeszli się bratankowie uradzić, gdzie kto dziś ma wartować i tylko weszli do domu, nawet nie zdążyli broń zabrać ukrytą u stryja, jak Ukraińcy bestialsko wpadli, otworzyli drzwi i zasiekli z karabinu maszynowego i od razu czterech położyli na miejscu, a resztę dostali tak, że byli tak pobici, pokłuci sztyletami, że Szczepanko lat 16 miał 14 noży wbitych w piersi, a Mietkowi i Marianowi to połamali kości w nogach i rękach, że ubrać nie można było. Prawdopodobnie Marian miał rewolwer w kieszeni i ostrzeliwał się i zabił 4 Ukraińców, ale oni zabrali swoich, aż potem ktoś z nich to wydał. Słysząc te strzały u stryja Polika mój ojciec co przyszedł od Wysockiego Kazimierza, bo kupił od niego konia, tylko co usiadł i mama daje mu kolację, ale szybko wyszedł z domu, a już ulicą jedzie trzech bandytów. Padł na ziemię i posunął się ku piwnicy i leży, a oni podeszli do okna i zauważyli, że ojca w domu nie ma, to wrzucili do domu granaty, a mama słysząc te strzały uklękła i modliła się głośno: kto się w opiekę podda Panu Swemu… A siostra Lodzia leżąc na łóżku w kuchni karmiła swoją córkę Basię piersią, a ten granat wpadł w samą kołyskę, ranił bardzo mamę w nogę prawą z pośladkiem i ręka prawa, dwa palce dolne odbite. Krwi pełno w butach, aż chlupie z buta, dom się pali, a mama wynosi odzież, poduszki i co może ratuje. Pada w końce zemdlona z upływu krwi. Lodzia na huk granatu rzuca się z łóżka na podłogę i odłamek wpada jej wprost do oka lewego, a dziecku nic, tylko z wierzchu była kołderka, a cała posiekana Lodzia zdobyła siły i jakoś mamę zawlekła do sąsiadów z dzieckiem. Ale sama miała wrócić do domu, aby coś wziąć, to już pełno bandytów na podwórzu. Zaprzęgają konie do wozów, ładują wszystko z mieszkania i ze spiżarni, zboże z magazynu i zaczynają palić. Bydło wyprowadzili, a Lodzia widząc to wróciła do dziecka i mamy. Za chwilę całe gospodarstwo w płomieniach".
------------------
Jadwiga Nowakowska: Pojednanie na cmentarzu. "Wprost" nr 28/2003:
"Leokadii Grzybowskiej trudno się pogodzić ze zmarnowaniem wszystkiego, co było w jej Aleksandrówce koło Łucka. Połowę mieszkańców stanowili Zawilscy, rodziny synów i braci jej babki Aleksandry, od której imienia nazwano wieś. Dzisiaj do Aleksandrówki nie ma drogi. Jedziemy tam, posługując się mapą, którą Wołyniacy narysowali na podstawie przedwojennych planów, bo po polskich miejscowościach nie ma śladu. Jedziemy wzdłuż lasu, potem przez środek pola. Mamy wrażenie, że się gubimy, ale dawna mieszkanka tych ziem po linii lasów i sobie tylko znanych znakach wskazuje drogę. Docieramy do Aleksandrówki. Wokół gładkie pole, nie zaorane i nie zasiane. - Na wiosnę, jak się orało, ta ziemia pachniała chlebem - mówi Leokadia Grzybowska. - Śliczna była ta ziemia, sady, piękne kwiaty, pasieki przy każdym domu, ogromne pola dojrzałych winogron. Wszystko Ukraińcy zniszczyli. Tu były eksportowe młyny, które mełły na eksport mąkę. Wołyńską mąkę uważano za najlepszą. Leokadia Grzybowska może, jak powiada, podziękować Ukraińcom, że jest ślepa, a w nodze i całym boku ma pełno śladów po odłamkach od granatu, który do jej domu 2 kwietnia 1943 r. wrzucił sąsiad o nazwisku Wołoszyn. Pamięta, że ojciec powtarzał: "Zawsze pamiętaj, brat daleko, siostra daleko, a sąsiad za miedzą". I właśnie ten sąsiad powiedział potem, że szkoda mu Lodzi i Antosi, tylko ojca chciał zabić. Leokadia Grzybowska ma wielu przyjaciół Ukraińców. Prowadzi nas do Mykoły Stasiuka. Jego rodzice schowali Irenkę, której matka postrzelona umarła w polu. Irenka długo leżała przy matce, ale gdy się zorientowała, że ona nie żyje, przybiegła do Stasiuków. Znała ich, bo z Mykołą razem się bawili. - Ja jeszcze mały byłem. To straszne bandyctwo było. To nie po naszemu - mówi Stasiuk. Po dwóch tygodniach jego matka zawiozła Irenkę do Polaków w Łucku. Irena do dzisiaj mieszka w Polsce i dwa lata temu przyjechała mu podziękować".
Agnieszka Marciniuk – Facebook – 27.12.2022 r.:
Pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, rok 1943 kol. Aleksandrówka pow. Łuck...
Czteroletnia Anielka wdrapuje się na łóżko, tam leży mama i babcia. Chwyta mamę za rękę, szarpie, ale mama się nie rusza. Obie są zimne. Strach. To jedno z pierwszych, tak intensywnych wspomnień Anieli Glazik-Kowalskiej, z domu Juniewicz. Od tamtego dnia staje się sierotą.
Urodzona w 1939 r. w kolonii Ochocin, koło Łucka, córka Janiny i Józefa. Ojciec, żołnierz Września, nie wrócił z niemieckiej niewoli. W październiku 1943 r. w Ochocinie sąsiedzi zamordowali jej dziadka, Józefa Smolarza i brata ojca, Zygmunta Juniewicza.
Spisane wspomnienia:
"Dramatem jest, że członkowie mojej rodziny ginęli, bo zaufali sąsiadom - mówi Waldemar Kowalski. - Wcześniej, na wieść o pogromach, dziadkowie postanowili wyjechać do miejscowości, gdzie były większe skupiska Polaków. Ukraińscy sąsiedzi ich odnaleźli i zaczęli namawiać do powrotu. Deklarowali, że „wśród swoich” krzywda im się nie stanie. Ci sami ludzie dokonali egzekucji. Janina Juniewicz z Anielką i matką Katarzyną Smolarz po tragedii przeniosły się do kolonii Aleksandrówki, gdzie Polacy zorganizowali związany z Armią Krajową oddział samoobrony. W Aleksandrówce kobiety zatrzymały się u rodziny Błażejczyków, z której wywodziła się Katarzyna. Na noc dom zamykano. W świąteczny wieczór do drzwi zapukał siedemnastoletni sąsiad z Ochocinia. Ukrainiec, ale bardzo dobrze mówiący po polsku, grzeczny, zawsze uprzejmy. Poprosił, by wyszły na chwilę, bo musi im coś bardzo ważnego przekazać. Zaufały. Kiedy stanęły za progiem, rozległy się strzały. Niedługo potem oddziały samoobrony przy pomocy partyzantów sowieckich ujęły dwóch sprawców zbrodni. Kazano im pochować Janinę i Katarzynę. - Syn Katarzyny i brat mojej babci, osiemnastoletni Jan Smolarz, był w partyzantce AK - mówi Waldemar Kowalski. - Dowódca po pogrzebie powiedział, że może osobiście rozstrzelać zabójców matki i szwagierki. Odmówił".
Agnieszka Marciniuk - Facebook – 16.05.2024 r.:
16 maja 1943 r. w kolonii Aleksandrówka pow. Łuck, Ukraińcy zamordowali 4-osobową polską rodzinę kowala. Ciała spalili wraz z domem.
W maju 1943 r. z Ławry Poczajowskiej posłano na Wołyń tzw. wici chlebowe (chleb z wieńcami i świeczkami oraz pismem), w których wzywano do oczyszczenia Ukrainy z Lachów. Wici przekazywano z cerkwi do cerkwi. Pismo odczytywane było podczas każdych nabożeństw. Oprócz tego odbywały się ceremonie święcenia przez duchownych greckokatolickich noży, siekier i innych narzędzi mających służyć do mordowania Polaków, okraszane biblijnymi przypowieściami o konieczności oczyszczenia pszenicy z chwastów.
Świadkiem antypolskiej agitacji przez duchownego był Konstanty Jeżyński, były mieszkaniec kolonii Aleksandrówka. Jego relacja znajduje się w Archiwum Glównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu-Instytutu Pamięci Narodowej: nr 638 księgi nabytków, sygn. AGK27WDAK, Vl53:
"Ja Jeżyński Konstanty, syn Józefa i Agaty z domu Urbaniak, partyzant 27 Wołyńskiej Dywizji AK, ps. Grom, [jestem] urodzony dnia 10 grudnia 1922 r. we wsi Marjanówka koło Zdołbunowa [gm. Zdołbica, pow. Zdołbunów], województwo łuckie na Wołyniu. Następnie rodzice przenieśli się w 1928 r. do miejscowości Aleksandrówka, gmina Kniahininek, powiat i województwo łuckie na Wołyniu. (…) Ja, jako [że] od dzieciństwa rosłem i bawiłem się z rówieśnikami Ukraińcami, świetnie rozmawiałem po ukraińsku, nie dowierzając co mówią sąsiedzi, poszedłem na nabożeństwo do cerkwi, których na Wołyniu było bardzo gęsto. Stoję wśród tłumu w cerkwi i słucham przemowy popa do wiernych i to w ten sposób: "Bracia chrystajany Ukraińcy, waszym obowiązkiem jest rżnąć Polaków, a będzie niepodległa Ukraina. I na tę rzeź was błogosławię". Szybko przybiegłem do domu, opowiedziałem to Mamie i rodzeństwu, następnie sąsiadom. Powstało wielkie napięcie i strach, bo do tej pory Niemcy organizowali łapanki i wywozili ludzi do Niemiec lub rozstrzeliwali na ulicy, ale przeważnie Polaków, bo nie miał kto się za nimi upomnąć.
/.../ Między moją wsią Aleksandrówka a Ludwiszynem pod lasem mieszkał Polak - Łobuczek Piotr wraz z żoną, matką i małym swoim synkiem. W wolnych chwilach od pracy w polu zajmował się wiejskim kowalstwem, naprawiając pługi, brony itp. Mama moja posyłała mnie do pana Łobuczka po naukę kowalstwa, ja osobiście polubiłem Piotrusia i jak tylko krowy zapędziłem do chlewa, to zaraz biegłem uczyć się kowalstwa. Dzień zgrozy w moim życiu to 16 maja 1943 r. [Tego dnia,] w niedzielę rano, siadłem na naszego konia z gospodarstwa i postanowiłem pojechać przez las, bo droga była o wiele krótsza do mego nauczyciela kowalstwa pana Łobuczka Piotra. Las, około 3 km przejechałem szczęśliwie, też myślałem - oby mnie banderowcy nie napadli. Gdy spojrzałem przed siebie, ze skraju lasu ujrzałem dymiące zgliszcza zabudowań Łobuczka. Opanował mnie nieograniczony strach, rozpacz, że stało się coś strasznego. Zawróciłem zaraz swoją klacz i popędziłem ją z całych sił, myśląc, że może być zasadzka na mnie. Jechałem sobie znanemi tylko dróżkami w lesie i jak się okazało, to mnie uratowało od niechybnej śmierci, bo na głównej drodze leśnej stali ryzuny, czekali na żywych Polaków. W moim domu opowiedziałem to, co zobaczyłem. Zaraz zebrała się cała wieś uzbrojonych w kosy, widły, łopaty. Dotarliśmy do zgliszcz zagrody Łobuczka, widziałem zwęglone ciała, 4 osoby, był to: Łobuczek, jego żona, matka i synek Piotruś. W tłumie przybyłych Polaków zapanował zrozpaczony bezradny gniew przeciwko bandom ukraińskim. Ale ludzie doszli do wniosku, że trzeba się szybko rozejść, ponieważ bandy ryzunów mogą otoczyć i wszystkich Polaków tu zebranych wyrżnąć".
Brak więcej informacji. Prosimy Państwa o pomoc w uzupełnianiu strony.
(MK)
© 2024 kresowemiejscowosci.pl